KaKaDu

Wbrew powszechnej, pozytywnej opini odważę się nieco skrytykować początek 7go sezonu.
Pierwszy odcinek był nudny. Cały czas miałam wrażenie, ze twórcy chcieli przekazać tam dwa razy więcej informacji niż mogli, ze względu na ramy czasowe. Zatem poucinali wszystko o połowę. W związku z czym ani to nie było porywające, ani wzruszające ani w ogóle żadne.  Wiem, że nie powinnam się spodziewać emocji porównywalnych z finałem poprzedniego sezonu, ale oczekiwałam nieco dramarturgii związanej z przeżytą przez bohaterów traumą, a tu nic. Akcja rozpoczyna się 2 mce później. Każdy jest "just fine". Cristina niewiadomo skąd planuje ślub. Niby się wszysko wyjaśnia  w scenach kiedy wracają do przeszłości, ale za mało tych "powrotów", żebym czuła się usatysfakcjonowana.
Drugi odcinek lepszy nieco. Choć widdzę niepokojącą tendencję, że Mark i Lexie będą teraz bawić się w kotka i myszkę, jak kiedyś Mer i Derek. I to stanie się głównym miłosnym wątkiem seriali. Skoro o miłosci mowa. Gdzie się podzały wszystkie pielęgniarki, romanse i powszechne puszczalstwo. Akcja zawęziła sie do kilku głównych bogaterów. Serial stał się bardziej kameralny, na czym moim zdaniem dużo stracił. Brak dawnego tempa, nie wspominam o zwrotach akcji.
Oglądałam oba odcinki z uwagą, a mimo to dziś z trudem sobie przypominam co się w nich działo. Może dlatego, ze prawie nic sie nie działo.
Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń.